Kallpa Duo – Tango

Kallpa Duo – Tango
Nr kat. CDB050
Płyta: CD-AUDIO


Kompozytorzy:
Astor Piazzolla (1921-1992)
José Antonio (Ñico) Rojas Beoto (1921-2008)
Máximo Diego Pujol (*1957)


Wykonawcy:
Kallpa Duo:
Roch Modrzejewski – gitara
Szymon Klima – klarnet


Zawartość płyty:

Astor Piazzolla (1921-1992) – Histoire du Tango

  1. Bordel 1900
  2. Café 1930
  3. Nightclub 1960
  4. Concert d’aujourd’hui

Astor Piazzolla

  1. Oblivion

José Antonio (Ñico) Rojas Beoto (1921-2008)

  1. Guajira A Mi Madre

Máximo Diego Pujol (*1957) – Suite Buenos Aires

  1. Pompeya
  2. Palermo
  3. San Telmo
  4. Microcentro

Astor Piazzolla

  1. Libertango impressions

Total time – 46’43”


Posłuchaj fragmentu

42.99Dodaj do koszyka


© ℗ 2010 Bearton

Liturgia tanga

Kallpa oznacza w języku quechua siłę, moc. Słowa splatają się z rzeczywistością, wywodzą się z niej i jednocześnie inspirują, a ich dobór podświadomie określa stosunek mówiącego do tego co mówi. Nie wiem na ile wybór słowa kallpa na nazwę duetu był dziełem przypadku – z pewnością zadziałała tu magia brzmienia, pewna egzotyka i świadomość, że słowo wywodzi się z kręgu kultury Iatynoamerykańskiej, zatem na głębszym, podświadomym poziomie, wybór nazwy nieprzypadkowo odsyła nas do świata kultury Ameryki Południowej. Nie dziwi, że dwóch młodych muzyków z Krakowa skierowało swe zainteresowania w stronę muzyki Nowego Świata, źródła nowej energii i inspiracji dla twórców starego kontynentu. Pamiętam stopniowe rozbudzanie się zainteresowania tą kulturą już w latach siedemdziesiątych. Najpierw za sprawą literatury, a zwłaszcza serii prozy iberoamerykańskiej wydawanej konsekwentnie przez krakowskie Wydawnictwo Literackie. Mario Vargas Llosa, Juan Rulfo, Jose Lezama Lima, Jorge Luis Borges, Ernesto Sabato, to tylko nieliczni z przedstawicieli tego nurtu.

Muzyka Iatynoamerykańska była egzotyką, i podczas studiów iberystycznych – a był to pierwszy rocznik na tym kierunku w Krakowie – stopniowo odkrywałem ten bogaty świat nowych brzmień. W tym środowisku, gdzieś pomiędzy Uniwersytetem a Piwnicą pod Baranami narodził się pierwszy Festiwal Gitarowy, powołany do życia przez Czesława Droździewicza, wielkiego entuzjastę muzyki gitarowej, a zwłaszcza Iatynoamerykańskiej. Dzięki niemu po raz pierwszy na żywo zetknąłem się z muzyką Piazzolli. Wcześniej przypominam sobie misterium wspólnego przesłuchiwania jego winylowej płyty w domu naszego lektora Quico Bello. Nagranie dokonane wspólnie z nieżyjącym już jazzowym saksofonistą barytonowym Gerry Mulliganem było jak odkrywanie nowych lądów. Tym większym przeżyciem było stąpanie po tym lądzie w chwili, gdy po raz pierwszy w Krakowie zabrzmiała muzyka Piazzolli – Koncert na bandoneon, gitarę i orkiestrę w wykonaniu, a jakżeby inaczej, dwóch Argentyńczyków – znakomitego Roberto Aussela na gitarze i wirtuoza bandoneonu Juana Jose Mosaliniego. Jednak najbardziej w pamięci pozostaje magiczny moment, kiedy w Piwnicy pod Baranami, chyba po zakończeniu już programu kabaretu, na estradzie pozostał Juan Jose ze swoim bandoneonem. To była prawdziwa liturgia, płynąca z głębi duszy modlitwa, radość i rozpacz w jednym. I tak Piazzolla dotknął Krakowa, i już tu na dobre zagościł. Przynajmniej dla mnie, a jak się okazuje nie tylko. Wielokrotnie jeszcze miałem okazję słuchać jego muzyki granej przez Braci Assad, Yo-Yo Ma, Gidona Kremera, jak też muzyki innych twórców Iatynoamerykańskich, takich jak Jorge Cardoso, Jorge Morel, Ariel Ramirez, Heitor Villa-Lobos i wielu, wielu innych, aż w końcu trafiła mi w ręce płyta duetu Kallpa Duo. I tutaj duża niespodzianka!

Szymon Klima

Szymon Klima

Dwóch krakowskich muzyków bardzo świadomie dokonało wyboru utworów, wykonując je z wyczuciem stylu i z dużą muzyczną dojrzałością. To nie powinno dziwić, bowiem obydwaj wywodzą się z rodzin, w których żywe są tradycje muzyczne. Szymka poznałem jak był jeszcze dzieckiem i wysłuchiwał najlepszych klarnecistów na organizowanym przez ojca Festiwalu Klarnetowym. Już wtedy zetknął się z klimatem muzyki jazzowej i tradycją klezmerską w najlepszym możliwie wykonaniu Giory Feidmana – argentyńskiego Żyda, który do klezmerskiego tygla włączył także tanga argentyńskie. O Rochu miałem okazję słyszeć wiele dobrego i jest to dla mnie w jakiś sposób kontynuator ruchu gitarowego w Krakowie, który w latach osiemdziesiątych zapoczątkował Czesław Droździewicz. Spotkanie tych dwóch utalentowanych muzyków okazało się niezwykle owocne. Dobór klarnetu do gitary okazał się zabiegiem bardzo szczęśliwym, bowiem od pierwszych nut dźwięki klarnetu przywołują brzmienie piszczałek bandoneonu.

Całość otwiera napisana w oryginale na flet i gitarę Historia tanga, która jawi się nam jak podróż w czasie, malownicza opowieść o różnych fazach rozwoju tanga. Od mocno zakorzenionego w latynoskiej tradycji burdelu po salę koncertową, a wszystko to przesycone metafizyczną harmonią Piazzolli, który na szczęście dał się namówić Nadii Boulanger do ujawnienia tego, co wstydliwie chciał ukryć – swojej prawdziwej duszy muzyka poprzez tango wyrażającego swe najgłębsze uczucia.

Na początek Bordel 1900 – bo takie były początki tanga granego w argentyńskich Iupanarach, które oprócz uciech cielesnych oferowały jeszcze strawę dla ducha. Ta część przywołuje hałaśliwy i rozpasany charakter tych miejsc. Muzyka poprowadzona jest w nieco frenetycznym rytmie milongi, jakże odmiennym od tej tradycyjnej, chociażby znanej z wersji, którą napisał Jorge Cardoso. Jednak i tutaj, zwłaszcza w drugiej części utworu zaznaczona jest kilkoma nutami atmosfera pustki po chwilowym zapomnieniu. Cafe 1930 to z kolei utwór pełen zadumy, snujący się jak papierosowy dym. Dźwięki klarnetu są z początku jakby zmęczone, akompaniament gitary dyskretny i nieco leniwy, ma się wrażenie, że uczestniczymy w kawiarnianej medytacji, przyćmione] alkoholem i papierosowym dymem i tylko gdzieniegdzie pojawiają się fale silniejszych emocji – w kawiarni, takiej jakie były niegdyś, czas płynie wolniej. Z kolei Night club 1960 to cała gama napięć, utwór rozpięty pomiędzy dynamicznymi biegunami ekspresji. Cykl kończy Concert d’aujourd’hui, będący jakby pomostem między Iudycznymi korzeniami tanga, a muzyką współczesną. Na deser otrzymujemy smakowite danie w postaci utworu Oblivion. Słowo oblivion oznacza w języku angielskim zapomnienie, i taka jest też ta muzyka, przyćmiona, uciekająca w zapomnienie, samotna i opuszczona. Oblivion jest jak pamięć ogniska, gdzie pod popiołem tli się wciąż żar zdolny za chwilę wybuchnąć. I tak też to jest zagrane. Po tym pierwszym akcie, złożonym z utworów Astora Piazzolli, następuje gitarowe interludium w postaci wywodzącej się z kubańskiego tańca, Guajiry dla mojej matki autorstwa kubańskiego gitarzysty Nico Rojasa. Jakże odmienna poetyka, zmysłowa pulsacja i rozkołysany rytm guajiry, tańca o wiejskim rodowodzie, doskonale został przekazany przez Rocha. Klimat przywołuje natychmiast Carlosa Pueblę i muzyków kojarzonych kręgiem Buena Vista Social Club. To prawdziwy smakołyk i wielka zasługa przybliżenia gitarowej twórczości zmarłego niedawno mistrza cenionego w kraju, który może poszczycić się jednym z największych kompozytorów piszących na gitarę, Leo Brouwerem.

Roch Modrzejewski

Roch Modrzejewski

Druga część płyty, to cykl utworów stosunkowo mało znanego kompozytora argentyńskiego Maximo Diego Pujola, utrzymany w poetyce zbliżonej nieco do twórczości Piazzolli. Zresztą nic w tym dziwnego, obydwaj przecież wyrośli na tym samym gruncie muzyki Anibala Troilo, Carlosa Gardela i wielu innych przedstawicieli tanga. Od delikatnej pulsacji tanga w Pompeyi przechodzimy do bardziej nostalgicznych brzmień w Palermo i poprzez nasycone coraz większą energią San Telmo dochodzimy do kulminacyjnego Microcentro, które stanowi popis biegłości obu muzyków. Gęsta faktura wykonana jest z niebywałą lekkością, a całość przywołuje na myśl obraz wartkiej rzeki pełnej wirów, uciekającej gdzieś w przestrzeń w poszukiwaniu tytułowego mikro-centrum. Ten zestaw utworów stanowi pewną całość, jest znowu podróżą po miejscach i wrażeniach, a zwłaszcza, co charakterystyczne dla tanga, podróżą po emocjach. Muzyka grana przez dwa równorzędne instrumenty dzieje się w czasie, kreując napięcia jak dwoje tancerzy czujnych na każdy swój gest i emocje – radość chwili i smutek przemijania, aż po metafizyczne dotknięcie absolutu. Na koniec Libertango, popis swobody muzyków. To swobodna impresja na temat utworu oryginalnego, którego tytuł jakby zaprasza do zabawy. Roch i Szymon pokazują, że tak jak Piazzolli, nieobca jest im sztuka improwizacji oraz jazzowego feelingu. Pozostają przy tym wierni stylistyce kompozytora i przede wszystkim jego inspiracjom, które wywodzą się z muzyki kreowane] na żywo, tak jak to jest w przypadku jazzu i tanga. Na zakończenie jeszcze jedno. Pamiętam jak Juan Jose Mosalini mówiąc o bandoneonie wspomniał o jego korzeniach, instrumentu wywiezionego z Europy i służącego z braku organów podczas liturgii w kościele. I tak rozpięta jest ta muzyka, poprzez całe ludzkie życie, pomiędzy sacrum i profanum, a przede wszystkim głęboko ludzka, oddaje emocje i je wyzwala. Poetyka tanga wciąga tych, którzy dają się jej ponieść. Frazy tanga napędzane wewnętrzną motoryką nieubłaganie kroczą do przodu, do przodu i jeszcze bardziej do przodu, połykając po drodze chwile uniesień, zwątpień i opuszczenia. Zawsze jednak do przodu, tak jak mam nadzieję toczyć się będzie muzyczny rozwój Rocha i Szymona.

Aleksander Małkiewicz

Płyty nagrane przez BeArTon